Rozmyślania przerwało mi ostatnie dziecko, jakie wyszło z wagonu.

– Nie bój się, jesteś…

Zamarłam w pół zdania, wpatrując się w twarz dziewczynki, związane w kucyk włosy i białego słonika, jakiego trzymała w ramionach.

– To niemożliwe – wykrztusiłam – przecież jeszcze wczoraj…

A jednak. To bez wątpienia była ona. Dokładnie taka sama jak 22 lata wcześniej.

– Już dobrze. Już dobrze – matka przytuliła mnie – Gdzie jest Ada?

– Ada! – dopiero wtedy przypomniałam sobie o siostrze – Ada…

Razem z ojcem pobiegli jej szukać. Z początku dotrzymywałam im tempa, ale kiedy zbliżyli się do stacji, nasz sąsiad wziął mnie na bok i odprowadził do domu. Krzyczałam do rodziców, żeby pozwolili mi jej szukać, ale oni rozmawiali z konduktorem i płakali. Płakali.

Długo nie mogłam w to uwierzyć. Powtarzałam, że to niemożliwe, że ona żyje, ale porwał ją Maszynista. Tyle, że nie było żadnego Maszynisty. Była za to martwa dziewczynka. Dziewczynka, która poszła za mną, żeby zobaczyć, co robię. Potem, kiedy uciekłam, musiała sama podejść do wagonu. Ostatnie, co się wydarzyło na pewno, zrelacjonowali rodzicom świadkowie. Kiedy pociąg był już niedaleko, Ada przebiegała przez tory. Potknęła się. Z rąk wypadł jej biały słonik. Zdążyła się podnieść i odbiec, ale wtedy zorientowała się, że na szynach leży jej ulubiona zabawka…

W tą wersję wydarzeń uwierzyłam dopiero wiele wiele lat później, kiedy matka pokazała mi zdjęcie z pogrzebu. Dopiero wtedy pogodziłam się z prawdą. W czasie samego pochówku zostałam pod opieką sąsiadek. Straciłam kontakt z rzeczywistością, krzyczałam, tupałam i przysięgałam, że ją znajdę. I zemszczę się na Maszyniście. Rodzice nie chcieli mnie słuchać. Nigdy nie wypominali mi, że to przeze mnie zginęła ich druga córka, ale przecież słyszałam to w niewypowiedzianych nigdy słowach, w pustych spojrzeniach rzucanych na pamiątki po Adzie, w żarze papierosów, od których wcześniej stronili. Zawsze wyrzucałam sobie, dlaczego to nie ja zginęłam. Dlaczego nie ja. Oddałabym wszystko, bym była to ja. By ocalić Adę.

A teraz stała tu przede mną. Cała i zdrowa.

– Ada… – głos uwiązł mi w gardle.

Z początku patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Potem powoli podeszła i dotknęła dłonią mojej twarzy.

– Emilia… Ale się postarzałaś – szepnęła.

Przytuliłam ją, jednocześnie płacząc i się śmiejąc. Długo patrzyłyśmy sobie w oczy, jak gdyby można było nadrobić stracony czas samymi tylko spojrzeniami. Inne dzieci w tym czasie kręciły się wokół i obserwowały nas, nie wiedząc chyba, jak się zachować. Prawdę powiedziawszy, ja też nie byłam pewna, co powinnam powiedzieć. Od czego zacząć rozmowę z, jak mi się jeszcze kilka godzin wcześniej wydawało, martwą siostrą, jakiej nie widziało się ponad dwadzieścia lat i jaka w tym czasie nie postarzała się nawet o dzień? Co jest na tyle ważne, by pozwolić jej uwolnić umysł od koszmaru, w jakim musiała żyć? Nie wiedziałam.

W końcu jednak dotarło do mnie to, co powiedziała. I wyobraziłam ją sobie starszą. Jako dwudziestoośmiolatkę, którą powinna teraz być. I zaczęłam jej opowiadać. O wszystkim, co by ją od tego czasu spotkało.

– Poszłaś do szkoły. Mama bardzo się obawiała, jak sobie poradzisz, ale ty cieszyłaś się, że możesz poznać tyle innych dzieciaków. Zapisałaś się na kółko plastyczne. Pod koniec I klasy wygrałaś konkurs na najlepszy rysunek zwierzaka. Wszyscy myśleli, że zobaczyłaś słonia w zoo albo na safari, a ty po prostu namalowałaś swoją ulubioną zabawkę.

Na początku nie byłam pewna, czy mnie rozumie. Stała koło mnie, wpatrując się we mnie wielki brązowymi oczami i ściskając w poranionej dłoni białego słonika. Potem jednak zaczęła się uśmiechać. Delikatnie, półgębkiem, jak gdyby bała się, że ktoś ukarze ją za śmiech, jednak z pewnością się uśmiechała. Więc opowiadałam dalej. Snułam historię jej zmyślonego życia tak, jak gdyby wydarzyła się naprawdę. Nie zważając na to, że po policzkach ciekną mi łzy, przedstawiałam kolejne wydarzenie tak dokładnie, jak tylko potrafiłam. W końcu sama zaczęłam wierzyć, że nie kreuje jej życiorysu, a jedynie go sobie przypominam.

Przez te kilka chwil i ona była chyba przekonana, że to jej własna historia. W kilka minut musiała przeżyć całe swoje życie, bo na żadne inne nie starczyło jej czasu.

Nawet nie zauważyłyśmy, że dzieci zaczęły wbiegać do wagonu. Ada zorientowała się dopiero wtedy, gdy jeden z chłopców poklepał ją po ramieniu i wymownie spojrzał w kierunku magazynu.